Prawda jest jedna, choć prawd są tysiące,
a każdy swoją prawdę ma jedyną.
Patrz pilnie okiem w głębie swe milczące...


Leopold Staff

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

HANDEL WSZELKIM DOBREM

Trasa tramwajowa Pleszów - Cichy Kącik.
Usadowiłem się wygodnie przy oknie z książką w ręku - dramat w kilku aktach, ostra ironia i
dobra humoreska, więc podróz przebiega miło i spokojnie...
Tramwaj wypełnia się stopniowo ludzmi w miarę pojawiania się przystanków bez "N/Ż" na
rozkładzie, jednak tłoku nie ma, mozna śmiało przejść środkiem wagonu przytrzymując się
górnej poręczy.
Mijana lokalna okolica generalnie dość nieciekawa - mało uczęszczana, przemysłowe obrzeża
miasta, jednak po lewej stronie trasy rzecz godna uwagi i krótkiego opisu, choć obmurowana
i z drogi, nie dość widoczna.
Kombinat - "osławiona" huta stali im. Tadeusza Sendzimira (obiekt westchnień różnej
maści alter-globalistów i ich niegdysiejszych protoplastów). Wielki moloch, prawdziwe miasto w
mieście posiadajace niegdyś i częściowo dzisiaj, własną infrastrukture - zorganizowany ruch
uliczny, linie autobusową i sklepy. Potężne kotłownie, nieczynne piece, stare walcownie,
ogromne kominy, imponujące rozmiarami wentylatory i silniki. Budowle z cegły, betonu
i blachy. Jednak wszystko jakby zakurzone węglowym miałem, uśpione, opuszczone - robiące
wrażenie praktycznie nikomu nie potrzebnego historycznego reliktu poprzedniej epoki.
Ten znak przeszłości jako wizja przyszłego świata przeraża, jednak przypatrując się temu
symbolowi gospodarczej prężności bliżej, nie nadwyrężając wyobrażni, można dostrzec jako
ewentualność np.miasto w niewielkiej prowincji, po "kryzsie energetycznym" i "wojnie
informacyjnej", w państwie bez jednostki monetarnej, będącym elementem świata
korzystającego z "technologii motyki" i skłuconego wewnętrznie w walce o krzesiwo.
Piękne choć straszne miasto dogorywa na drodze do restrukturyzacji i nowoczesności.
Nie bardzo interesuje mnie znajoma już dobrze okolica i współtowarzysze podróży
raczący się nawzajem, pożądaną przecież, ciszą. Zagłębiam się w świat "Teatru".
Po którymś z kolei mijanym przystanku, ktoś odzywa się nagle w postawie "wszem i wobec"
odrywając mnie od lektury.
- Przepraszam państwa bardzo, odkąd straciłem nogę...próbuje odłożyć na własną protezę...
I dalej w tym tonie. Odziwo "brzdęk" niesie się bodaj po całym wagonie.
Męszczyzna porusza się z widocznym wysiłkiem wzdłuż siedzeń, w jednej ręce trzymając obie
kule - drugą opiera się o poręcz. Przez uchwyt jednej z kul przewieszony jest worek
"na coś do jedzenia", w zębach zaś męszczyzna trzyma papierowy kubek po kawie.
"Brzdęk... brzdęk". Zatrzymuje się i przechodzi dalej. Odwracam wzrok, gdy podchodzi do
kobiety siedzącej obok mnie - co do drobnych to je mam, ale tylko je i do tego wirtualne.
Nie dla mnie ten luksus, nie dziś. Dochodząc prawie na sam tył wagonu facet zawraca
przywołany przez kobietę zajmującą pojedyncze siedzisko, mniej więcej w połowie wagonu.
Kobieta wyciąga banknot i coś szepcze, wkładając go do kubka - kapitalizm Matko Europo,
filantropia w skali mikro - myślę sobie.
Kaleka z trudem wyjmuje monetę z kubka i oddaje kobiecie...

Dwa przystanki dalej wydarzyła się rzecz godna Mrożka w całym kontekscie, ale nie mam
sumienia dalej tego komentować.

2 komentarze: