Prawda jest jedna, choć prawd są tysiące,
a każdy swoją prawdę ma jedyną.
Patrz pilnie okiem w głębie swe milczące...


Leopold Staff

wtorek, 29 stycznia 2013

piątek, 25 stycznia 2013

nie to, ale o tym (znikające książki kupię)

kilka wierszy Julii Hartwig  przeczytałem przeglądając sto dwudzieste Zeszyty Literackie. "błądziłem, błądząc grzeszyłem"- pomyślałem i w ramach pokuty wybrałem się do najbliższego Empiku po tomik z poczynionymi wierszami.
po dłuższej chwili odnalazłem półeczkę z poezją: J. Kofta, J. Przybora- w różnych konfiguracjach wydawniczych... itd.  , oraz nowe wydanie wierszy Szymborskiej w kilku egzemplarzach ustawionych grzbietami do frontu i jednym egzemplarzem zwróconym en face zasłaniającym zgrabnie jedną sztukę tomu Rymkiewicza. "gombrowiczowska gęba"- myślę. uwielbiam Szymborską za to, jak czytała poezję Miłosza. jednak byłem zmuszony odejść niepocieszony, gdyż pod "H" w przedziale Poezja nie znalazłem nic.
"może z * moich* klasyków prozy coś?"- mruczę w myślach. i tak: Camus- 0, Mann- 0 (jeszcze niedawno widziałem tam Doktora Faustusa), Mechaniczna pomarańcza?- 0, Ameryka Kafki?- poszedłem w najdalszy sentyment- 0; o, jest nowe wydanie Mistrza i Małgorzaty!- za drogie, poza tym nie mogłem zignorować wrażenia, że odszedłbym za daleko popełniając grzech śmiertelny wobec tej pięknej idei, która mnie tu przygnała; Hrabal?- 0, Raspail- 00, Rousseau- 000...
li tylko poradniki, biografie, reportaże (Stasiuki robią dobrą robotę. Ponówcie tylko wydanie Znikającej Europy, a sam i osobiście sprzedam je dla Was), książki kucharskie, osobowości telewizyjne i bestsellery... "O Największa Księgarnio w Mieście! Pierdolcie się, idę ściągnąć audiobook' a z sieci". I choć nie przepadam za audio- interpretacjami ("chociaż Szymborska...!"), już mam to słuchowisko i wiem, że czekają mnie chwile, których nikt mi nie odbierze.

czwartek, 24 stycznia 2013

***


szum.
uwierzyć, zrozumieć, kochać;
instynkt i płeć. pęknięci.
w pęknięciach szum,
byle szum
zagłuszy ciszę.
odgadł zagadkę bytu ten, kto odnalazł w ciszy spokój.
zostawić wszystko, resztę oddać
- niełatwo.

piątek, 18 stycznia 2013

Outkast

Aquemini






To, że Andre Lauren Benjamin wielkim artystą jest każdy wiedzieć musi.
Hip hop. USA, GA, Atlantis 1998. Muzyczno- wokalny klasyk. Południowy styl.

Love, love, love

Kocham poseł Beatę Kempę !

Boże coś Polskę...

niedziela, 13 stycznia 2013

ostrość na odrębność

nagi, słodki, ciepły zapach snu
mrużę oczy, przeciągam chwilę przebudzenia
poufałość małoletnich psychopatycznych aniołów wystarcza
bywam, więc jestem

niedziela, 6 stycznia 2013

pamiętać

zabierz mnie stąd kiedy będę spał i baw się mną jeśli masz brudne serce. w mieście nie ma już starych wiat, budek z kasetami, blu boxa i saturatorów pod tunelem, ale przejdziemy się naszymi ulicami, zapalimy skręta w windzie na parkingu, pogadamy z dziewczynami na placyku, posiedzimy na kolejowych blokach, albo polatamy po podwórkach na szpitalu. a na wagary pójdziemy do lasku na wolę i kupimy cole na bombki i wódkę. rano zaśniemy u Ciebie w  pokoju, pogramy na konsoli Twojego brata, będziemy siedzieć otuleni jednym kocem i patrzeć czy sąsiadka z naprzeciwka nie podgląda. chodźmy do music cornera posłuchać muzyki, albo na tory, z  dwunastego piętra popatrzmy na oświetlony cmentarz, sprawdzimy jak daleko dojedziemy autobusem bez biletu. jakoś poradzimy sobie z ojcem i na pewno pomożemy mamie... powiesz: pisz i nie zapomnij. zabierz mnie stąd i baw się mną.

mama said

Hetfield aktorsko słabo, ale kawałek dobry np. na pogrzeb.






Prawdziwych ballad już nie ma man. 

piątek, 4 stycznia 2013

komedia

mijamy się idąc chodnikiem i mimo
że nasze spojrzenia spotykają się spontanicznie, niewątpliwie i suwerennie 
w obawie nakładamy sobie na twarze smutne i poważne maski 
tak jakby ktoś zapłacił nam za to, żeby popatrzeć na nas z boku
chodnik to tylko chodnik, ulica ulicą, ptaki i drzewa 
już do białego rana jesteśmy ubraniem

Wspomnienia polskie


 ”…on nigdy nie był w stanie spoczynku, zawsze naprężony, dręczący siebie i innych nieustannym aktorstwem, żądzą epatowania i skupiania na sobie uwagi, wiecznie bawiący się okrutnie i boleśnie ludźmi… Wszystkie te wady, będące także moimi, oglądałem teraz jak w krzywym zwierciadle, spotworniałe i wydęte do rozmiarów apokaliptycznych.
Pokazywał nam „muzeum okropności”, którego ozdobą było coś co nazywał zasuszonym językiem noworodka i włos jakiś, który rzekomo był włosem Bejlisa, tudzież list erotomanki, rzeczywiście rozpustny do obrzydliwości. Ja powiedziałem:
- Ależ niechże pan nie pokazuje nam takich rzeczy! Przecież to niewłaściwe!
Przyjrzał mi się uważnie.
- Niewłaściwe?- zapytał.
Był trochę zbity z tropu. A mnie znowu nawiedziła moja mania, żeby być artystą i cyganem w bogobojnych domach ziemiańskich, ale ziemianinem i nawet szlachcicem wśród cyganów, intelektualistów i artystów. Niewłaściwe! Ten połykacz rozmaitych haszyszów, morfinoman, megaloman, schizofrenik, paranoik, kpiarz, cynik, perwersiarz i dadaista i pseudowariat chyba od lat nie słyszał podobnej naiwności… Niewłaściwe! z mojej strony to był instynkt samoobrony…”

Gombrowicz o pierwszym spotkaniu z Witkacym.


„…Wydaje mi się, iż sekret mego powodzenia u Żydów na tym polegał, że nie robiłem żadnych koncesji, przedziwnie nawet z wrodzoną przekorą akcentowałem w sobie moje cechy aryjskie, wiejskie, szlacheckie. Już znacie tę moją politykę… Otóż Żyd, moim zdaniem, ma słabość do szlachcica polskiego, gdyż szlachcic go śmieszy, bawi, gdyż wobec szlachcica on sam czuje się Żydem, czyli sobą, i to pozwala mu istnieć barwniej, intensywniej. Jeśli tedy, jak w tym wypadku, nie kryła się w tej gierce mojej żadna antypatia, czy duma, owszem, raczej uznanie, rozpoczynała się pomiędzy mną a nimi doskonała zabawa, polegającą na wzajemnym rozkoszowaniu się odrębnością- a, że oni maja rozwinięty zmysł humoru, wiec nietrudno mi było dostrzec jak w ich oczach zapala się iskierka dowcipu gdym do nich podchodził. Bawiliśmy się w szlachcica i żyda, zabawą przezwyciężaliśmy ten palący problem lepiej, niż tego mogły dokazać pedantyczne deklaracje równości i inne temu podobne inteligenckie „postępowe” wywody…”  


W. Gombrowicz. Wspomnienia polskie. Wędrówki po Argentynie. Res Publica. Warszawa 1990


Gombrowicz mówi prawdę nawet kiedy kłamie. Wrzuca na stół operacyjny siebie jako człowieka. Pewnie przebija i bezlitośnie chlasta ironią, opisując pewien ludzki uniwersalizm. Raport z sekcji w najbliższej bibliotece, tudzież antykwariacie.

środa, 2 stycznia 2013

bluźnierstwo

ty
wiesz, że częściej proszę, niż dziękuję i przepraszam, ale
zdejmij to ze mnie, a wstanę sam

wtorek, 1 stycznia 2013

***


chłodne i suche powietrze, niesymetryczne obrazy a w nich biały tlen. niespokojne sny na wietrze, fantazmagoryczne razy- słowem en i en. zębate koło, koło trze, rozsądny pozorów azyl, jedzie wózek korytarzem, peronami oddziału „N”. umarłem trzydzieści lat temu i nie boję się Niczego.