”…on nigdy nie był w
stanie spoczynku, zawsze naprężony, dręczący siebie i innych nieustannym
aktorstwem, żądzą epatowania i skupiania na sobie uwagi, wiecznie bawiący się okrutnie
i boleśnie ludźmi… Wszystkie te wady, będące także moimi, oglądałem teraz jak w
krzywym zwierciadle, spotworniałe i wydęte do rozmiarów apokaliptycznych.
Pokazywał nam „muzeum okropności”, którego ozdobą było coś
co nazywał zasuszonym językiem noworodka i włos jakiś, który rzekomo był włosem
Bejlisa, tudzież list erotomanki, rzeczywiście rozpustny do obrzydliwości. Ja
powiedziałem:
- Ależ niechże pan nie pokazuje nam takich rzeczy! Przecież
to niewłaściwe!
Przyjrzał mi się uważnie.
- Niewłaściwe?- zapytał.
Był trochę zbity z tropu. A mnie znowu nawiedziła moja mania,
żeby być artystą i cyganem w bogobojnych domach ziemiańskich, ale ziemianinem i
nawet szlachcicem wśród cyganów, intelektualistów i artystów. Niewłaściwe! Ten
połykacz rozmaitych haszyszów, morfinoman, megaloman, schizofrenik, paranoik,
kpiarz, cynik, perwersiarz i dadaista i pseudowariat chyba od lat nie słyszał
podobnej naiwności… Niewłaściwe! z mojej strony to był instynkt samoobrony…”
Gombrowicz o pierwszym spotkaniu z Witkacym.
„…Wydaje mi się, iż sekret mego powodzenia u Żydów na tym
polegał, że nie robiłem żadnych koncesji, przedziwnie nawet z wrodzoną przekorą
akcentowałem w sobie moje cechy aryjskie, wiejskie, szlacheckie. Już znacie tę
moją politykę… Otóż Żyd, moim zdaniem, ma słabość do szlachcica polskiego, gdyż
szlachcic go śmieszy, bawi, gdyż wobec szlachcica on sam czuje się Żydem, czyli
sobą, i to pozwala mu istnieć barwniej, intensywniej. Jeśli tedy, jak w tym wypadku,
nie kryła się w tej gierce mojej żadna antypatia, czy duma, owszem, raczej
uznanie, rozpoczynała się pomiędzy mną a nimi doskonała zabawa, polegającą na wzajemnym
rozkoszowaniu się odrębnością- a, że oni maja rozwinięty zmysł humoru, wiec
nietrudno mi było dostrzec jak w ich oczach zapala się iskierka dowcipu gdym do
nich podchodził. Bawiliśmy się w szlachcica i żyda, zabawą przezwyciężaliśmy
ten palący problem lepiej, niż tego mogły dokazać pedantyczne deklaracje
równości i inne temu podobne inteligenckie „postępowe” wywody…”
W. Gombrowicz. Wspomnienia polskie. Wędrówki po Argentynie. Res Publica. Warszawa
1990
Gombrowicz mówi prawdę nawet kiedy kłamie. Wrzuca na stół operacyjny siebie jako człowieka. Pewnie przebija i bezlitośnie chlasta ironią, opisując pewien ludzki uniwersalizm. Raport z sekcji w najbliższej bibliotece, tudzież antykwariacie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz