Prawda jest jedna, choć prawd są tysiące,
a każdy swoją prawdę ma jedyną.
Patrz pilnie okiem w głębie swe milczące...


Leopold Staff

środa, 5 stycznia 2011

JUŻ CIĘ NIE KOCHAM

Ściemniało się już, gdy postanowił wrócić do domu. Trzymał w rękach pozostałość po pierwszej, własnej futbolówce -
trójwarstwowa, skórzana, piękny wzór - nie przystosowanej niestety do trudnych warunków betonowej nawierzchni
jedynego placu gry w okolicy mianowanego z samego przeznaczenia . "Można oddać do wulkanizatora" - powtarzał pocieszającą myśl, którą to podzielił się z nim jeden z bywalców przyboiskowej "miejscóweczki" pośród drzew i krzewów. Ten sam "Kolego!", który z natchnieniem opowiadał o hierarchii nałogów - wyższości alkoholowego nad tytoniowym : "Wódę jeszcze wypocisz" - perorował.
Domofon, schody, drzwi...Podczas kąpieli uwaga na otarcia kolan i łokci.
Ciemny pokój lekko rozśwetliła niewielka lampka z czerwonym abażurem, filtrującym światło padające na dobierane "pod ton"zasłony.W różowawych odblaskach jasnych ścian pokoju nigdy nie czuł się sam.
Na łóżku obok leżała dwunastoletnia dziewczynka wtulona w popielatoszarą, pomrukującą, starą kotkę. Wiedział, że siostra nie śpi, lecz szanował ciszę abażuru, dyskrecję zasłon i cierpliwość ścian.
Powtarzalność zwyczajnego wieczoru zakłucało zasłane łóżko, którego pościel zwykle o tej porze zapraszała już zapachem krochmalu, kusiła ciepłem i pozorną niewygodą.
Z za mlecznej szyby zamkniętych drzwi od kuchni dobiegały podniecone, obce szepty starych kobiet. Niczym szklane kulki wysypywały się poprzez mdłe światło kuchenne do przedpokoju, jednak pokój, od prowizorycznego przedsionka oddzielała lekka, nie przepuszczająca światła zasłona, falująca lekkim przeciąganiem letniego wiatru. Od dawna posiadał własny sposób na zaśnięcie, nabyty jeszcze w czasie przymusowego przedszkolnego leżakowania.
Otóż w tamtym czasie grupą Starszaków opiekowała się Ewa - miła uśmiechnięta, pełna pomysłów, korpulentna młoda panna. Oprócz zasadniczych predyspozycji pedagogicznych takich jak otwartość, kreatywność i empatia pani Ewa posiadała jeszcze jeden niewątpliwy atut...ogromne piersi.
Cóż taki obraz może znaczyć dla sześcioletniego bączka? Niezmierzone, dziewicze tereny do wyimaginowanych eksploracji. Pierwsza prawdziwa erotyczna rozkosz dla rumianego policzka. Zasypiał wtedy wtulony w pełną, pieczętowaną poduszkę samorządowego przedszkola, dryfując po oceanie niepojętej zmysłowości pierwszorzędnego kształtu i gatunku.
Unosił się więc, po spokjnych wodach wyciszonej podświadomości, ignorując wyraźny, lekki szept łysej kobiety.
- Nie płacz dziewczynko. Zobacz twój brat wie i nie płacze...

26 czerwca 1998 roku umarł ich wspólny sen, który miał się już więcej nie wyśnić.

4 komentarze:

  1. Sny nie umierają. Sny zmieniają miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  2. Miejsce i czas, choć moim zdaniem to już nie ten sam sen.

    OdpowiedzUsuń
  3. No tak, ale to żaden powód. Jakież to byłoby proste.To coś pod skórą na moje oko.Zadra jaka, czy inna belka...

    OdpowiedzUsuń