"(...)przestały go dusić myśli musowe, zaś myśl, że duch Angeliki unosi się naokoło,
jeszcze świeży i silny, utraciła cechy pewności i grozy, a nabrała cech łagodnych (...)"
Karol Irzykowski Pałuba (frag.)
wyjęte z mimowolnych min
zakrzątniętej ulicy
nasze twarze
spotkały się w ten czas
akcentem pobocznym
tym razem
wspólny szlak był
o niebo, niebo krótszy
kurtuazji nie zabrakło -
szczęśliwie jej nie było
radość bliskości
w ten stan okoliczności
i w drogę
błądziłem trochę - Ty
"pomimo to, albo
mimo wszystko"
wiedziałaś czego chcesz
wspólna chwila dla siebie
potwierdzenie wyobrażeń
świadectwo niewinności
wsparcie
mróz bo stres - lekkość
w piersiach i ciszę -
jakość serca
utopię w kałamarzu
nie było pożegnania
więc już się nie spotkamy
tej zimy
a "bez" pączkujący
jako stan "mylący"
zamieni barwę spojrzenia
na jasny, jasny błękit
w ciemnym pierścieniu ciał
w cudzych oczach
odnajdziemy własne odbicie
ty
ja
Zdarzyło się spotkanie...
OdpowiedzUsuńTakie tylko bez scenariusza.
OdpowiedzUsuńScenariusze mogą odebrać magię :)
OdpowiedzUsuńZnam kobiety, które wręcz specjalizują się w aranżowaniu :)
OdpowiedzUsuńTo dobrze czy źle, gdy aranżują?
OdpowiedzUsuńNo wiesz, to takie skomplikowane...;)
OdpowiedzUsuńNo wiem, nie mam instrukcji do tego ;) *
OdpowiedzUsuń* cytując Kubusia
A już myślałem...;)
OdpowiedzUsuńBywa tak, że spontaniczność i prostota to jedyny "kanał" porozumienia.
OdpowiedzUsuńHmm, spontaniczność, ważna rzecz... U mnie, zawsze wszystko wychodzi spontanicznie, nigdy nic nie planuję, po prostu u mnie mija się to z celem.
OdpowiedzUsuńCo do tego końca, ehh cytując jednego z przyjaciół: no comment...
Pozdrawiam
A dla zabawy:
OdpowiedzUsuńZ lewej strony scenek czeka "Słoneczne wyróżnienie" :)
Martyna.
OdpowiedzUsuńPopieram.
Wciąż żałuje,że to już koniec wiersza...
Ela,
OdpowiedzUsuńdoceniam, że doceniasz, bo wiem, że wiesz i wiedz, że wiem. Wszystkiego najlepszego!
Lepiej iść na żywioł...
OdpowiedzUsuńCóż tak ubolewasz nad tym końcem?
Pozdrawiam
Drzwi nie chcą się domknąć :)
OdpowiedzUsuńEhh, nie chcą, wyjątkowo uparte, jeśli znajdziesz jakiś sposób na nie to podziel się ze mną... Szukam złotego środka, ale żaden nie pomaga...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
:) Też szukam i także wierzę, że gdzieś tam jest. Chociaż tak naprawdę boję się tego, że przestanę szukać i tego co będzie, gdy przestanę to robić; więc na to, że znajdę niewielkie mam szansę.
OdpowiedzUsuńPozostaje ta żywa wiara, którą możemy podzielić się wzajemnie i my :)
ech... Mój ojciec, kiedy go pytałam o rady w różnych sercowych perypetiach, tragediach i z okazji życiowych wyborów, mówił zazwyczaj: "Oj, córcia, córcia, co ja ci mogę powiedzieć, nie ma recept..."
OdpowiedzUsuń:)
Miłość swojego życia odnalazł mając 48 lat.
Mam dokładnie ten sam problem; strach to mój nieodłączny przyjaciel, zawsze u mojego boku.
OdpowiedzUsuńWiesz, szansa wynosi aż 50 % :)
Ehh, żywa wiara, moja jest raczej wygasająca.
Twój Ojciec ma pewnie rację, każdy to inny przypadek, więc nie może być jednej recepty dla każdego.
48 lat, ehh jeszcze mi tylko ok. 20 brakuje, co to było... :)
Pozdrawiam
Piszesz tak, jakby wcale (wbrew pozorom) nie była wygasająca.
OdpowiedzUsuńRozpalająca (się) raczej :)
Ehh, wiesz staram się ją rozpalać, bo jak już upadnę, to znowu upłynie wiele czasu, kiedy to będę wstanie się podnieść. Motywuję się faktem, iż czas leci...
OdpowiedzUsuńTylko "na kolanach" żyć nie warto.
OdpowiedzUsuńOczywiście lepiej iść i upadać niż przez całe życie klęczeć...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam