Prawda jest jedna, choć prawd są tysiące,
a każdy swoją prawdę ma jedyną.
Patrz pilnie okiem w głębie swe milczące...


Leopold Staff

niedziela, 12 grudnia 2010

SCHEMAT

Późne popołudnie. Stoję w oknie hotelu w żydowskiej dzielnicy starego miasta spoglądajac na podwórko - jar zamknięty oficyną, która wystrzela czterema piętrami w górę ukazując
zachmurzone, ołowiane, ciężkie i śmierdzące niebo.
Rozpruszony, świezy śnieg przykrywa wszechobecne, toksyczne pokłady gołębich odchodów. Niekończące się balkoniki, tworzące archaiczną infrastrukturę połączeń zabytkowych klatek schodowych, wsparte prowizorycznie grubymi, odartymi z kory konarami, których ociosane łyko
nosi niewyraźne, blade światło ukazujące skąpo rozmieszczone, odblaskowe tabliczki zawierające
w treści wątpliwą alternatywę: " Wstęp grozi śmiercią lub trwałym kalectwem ", zdają się kruszyć
pod naporem masywnego już, dziewiczego puchu.

Był piętnastolatkiem, któremu zabrakło dzieciństwa, jak sfrustrowanym starcom brakuje życia by zrozumieć, że ten ich kierat to efekt przerostu ambicji i braku szczerych chęci.
Leżał na miękkim, przygnębiająco sterylnie przygotowanym łóżku wpatrzony w okno i przez Wiosnę eksponowoane gwiazdy tuż za nim.
Sama wiosna ukazała się, nad wyraz, w zapachu niesionym z pustych przestrzeni pól i polanek, w dźwięku liści poddanym niezdecydowaniu podkarpackich wiatrów, w różnorakim zachodzie słońc
i wbrew marudzeniom księżyca.
Mur i siatka znajdowały się dalej niż objawienie wiosny, jednak oprócz trwogi wzbudzał coś na kształt fascynacji,był obietnicą przygody.
Stwarzał ścisłe, jasno określone granice, a więc także ramy i podstawę do, względnego chociażby, poczucia bezpieczeństwa, którego dzieciakowi nieodmiennie od dawna brakowało.
Wreszcie znał swoje miejsce i mógł się identyfikować, określać sam siebie. Czas nie istniał.
Nie chciał spać, wiedział jednak, że sen go zabierze i będzie, jedynie subiektywnie, bardzo krótki - jak zawsze wtedy, gdy bardzo wiele było już za, ale jeszcze więcej przed nim.

Wystrój pokoju to komoda, stolik, krzesło, piętrowe łóżko i skrzypiący, nieprzyzwoicie nagi, dawno nie cyklinowany parkiet. Ściany pomalowane chyba przez jakiegoś ubogiego artystę, jak u Kubistów, ale bardziej w stylu drogich "holiłuckich produkcji".
Bolą mnie zęby, albo raczej pozostałości po zębach, pokruszonych na pigułkach polepionych nieludzkimi uczuciami paniki i zupełnym poczuciu niewyobrażalnego zagubienia, na ścierwie wciąganym niegdyś systematycznie przez nos, kilkutygodniowych maratonach, nieznośnych odciskach i wspólnej halucynacji.
Wyłączam na noc ogrzewanie - piecyk elektryczny z groźnie ziejącymi spiralnymi grzałkami - cała nadzieja w dodatkowym kocu. Nie będę dzisiaj miał problemów z zaśnięciem.
Zostawiłem je u starej, zapadłej na ciężką histerię kobiety, która posiada podniosłe w swej chwili myśli samobójcze i tyleż wspaniałe, co nagłe i niezdecycydowane pomysły, aby te myśli urzeczywistnić.Muszę wierzyć M., że przez te wszystkie lata nauczyła się radzić sobie z coraz bardziej schorowaną matką.
Z korytarza dochodzą głosy dwóch temperamentnych Portugalek zafascynowanych Zakopanem. Oswajają się z ciepłą wodą przed wejściem pod prysznic (Ach, te głosy!).
Z za zamkniętych, nieczynnych drzwi, dzielących mój pokój i pokój małoletniego hotelowego naganiacza, dochodzi mnie zaraz odgłos rozmowy.
Dzwięki leniwie układają się w słowa : - Boję się. - Czego? - Że kiedyś umrzemy. - No i co? - Nic. - Też coś...

6 komentarzy:

  1. Tak się objawia znudzenie przemęczeniem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A w jaki sposób panie Portugalki mogły się oswajać z ciepłą wodą? Bo ja po prostu wchodzę pod prysznic, bez wcześniejszego przygotowania i zaprzyjaźniania z ciepłą wodą... ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie bardzo nietypowo, bo na wdechu ;)
    Pamiętasz scenę pod prysznicem z monologiem Łazuki w "Chłopaki nie płaczą"...? To właśnie zupełnie nie to - nie wyobrażam sobie, żeby to była zimna woda ;D
    Dziękuję i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń